– Strata trzeciej bramki, zamknęła emocje tego spotkania. Lechia ewidentnie, skrzętnie po przerwie korzystała z tego że my zaryzykowaliśmy – powiedział po meczu trener Kamil Kiereś.
Nie ma co opowiadać dzisiaj że jest dobrze, kiedy przegrywamy 0-4 na własnym boisku. Na pewno nie zaczęliśmy tego meczu dzisiaj na poziomie dwóch ostatnich spotkań. Mówię o meczu z Wisła Płock i z Legią Warszawa. Nie byliśmy tak agresywni, nie byliśmy tak dynamiczni, nie byliśmy tak wybiegani. Wydaje mi się że staraliśmy się trzymać taktykę, ale też było widać dzisiaj że Lechia Gdańsk nieźle operuje piłką. Od samego początku meczu było widać, że będzie nam tutaj dzisiaj ciężko, ale też przetrwaliśmy te nasze bolączki z początków pierwszych połów, kiedy traciliśmy wcześnie bramki. Wydawało się, że przetrwamy ten moment, który w tych meczach był zawsze dla nas najtrudniejszy i później się odnajdziemy.
Na pewno można żałować już pierwszych minut meczu, kiedy jest akcja w bocznym sektorze – Lokilo dogrywa do Marcela Wędrychowskiego, Marcel zamyka i Kuciak broni tą sytuację. Później tych akcji było niewiele, ale też cały czas Lechia była aktywna na naszej połowie. Może tych sytuacji aż tak dużo nie było, ale pewno Lechia taką optyczna przewagę miała. Kluczowy moment to czerwona kartka Janusza Gola, druga żółta kartka.
Ciężko się gra z takim rywalem w dziesiątkę. Lechia bardzo szybko uzyskała taką przewagę, bardzo szybko wprowadzała piłki w boczne sektory. Nie potrafiliśmy tego zabezpieczyć i z tych oskrzydleń był rzut rożny. Przy rzucie rożnym popełniliśmy moim zdaniem błąd w ustawieniu i straciliśmy bramkę. Chwilę później z bocznego sektora rywale dołożyli na 2-0 i zrobił się bardzo trudny moment.
Kiedy weszliśmy do szatni było widać po zawodnikach, że spadły z nich emocje. Starałam się te emocje wyzwolić, zbudować w nich energię, poprzez to że zmieniliśmy ustawienie. Przeszliśmy na trójkę obrońców, dwa wahadła, dwóch pomocników i taką parę szybkich napastników – Krykun i Mak. Na pewno to był taki impuls, bo przecież założyliśmy wysoki pressing. Michał Mak nie wykorzystał z 4 metra podania od Krykuna, trafił w Kuciaka i tutaj mógł być taki zwrotny moment, w kiedy zdobylibyśmy bramkę kontaktową. Na pewno Lechia mogła stracić trochę pewności siebie ale niestety tak się nie stało.
To co działo się później to przede wszystkim strata 3 bramki, która zamknęła emocje tego spotkania. Lechia ewidentnie, skrzętnie po przerwie korzystała z tego że my zaryzykowaliśmy. Chcieliśmy zaryzykować przez co było dużo przestrzeni, dużo miejsca. Lechia starała się to wykorzystać i wykorzystała strzelając nam 4 bramkę. My staraliśmy się do końca cokolwiek robić. Michał Mak miał kolejną sytuację po podaniu Krykuna. Mogła paść bramka, ale niestety się nie udało. Nie poprawiłoby to naszych statystyk, ale mogło to poprawić statystyki Michała . Niestety nie pomagamy sobie sami w takich sytuacjach.
Kibice na stadionie mają swoje oczekiwania. My po tym meczu nie możemy pochwalić się niczym konkretnym. Trzeba to jak się mówi przegryźć, przełknąć i wypluć bo za chwilę bo kolejne mecze i kolejne wyzwania. Nie jest to łatwa sytuacja, ale trzeba się teraz przygotować do Pucharu Polski, a później na mecz z Pogonią Szczecin i walczyć.