Cały 2024 rok był dla Ciebie sporym wyzwaniem. W styczniu doznałeś groźnej kontuzji. W momencie, gdy to się zdarzyło od razu wiedziałeś, że jest źle?
Egzon Kryeziu: Jeśli mam być szczery, to na początku byłem ślepy. Nigdy wcześniej nie miałem takiego urazu. Słuchałem opinii kolegów z zespołu, którzy podchodzili bardzo optymistycznie i myślałem, że jest szansa na to, żeby szybciej wrócić na boisko. Natomiast już po pierwszej wizycie u lekarza miałem złamane serce.
Okazało się, że to nie tylko zerwane więzadła, ale także inne urazy.
EK: Niestety, tak jak zazwyczaj bywa przy więzadłach, poszły także łąkotki.
Na pewno nie było Ci łatwo, szczególnie, że to Twoja pierwsza tak poważna kontuzja. Czy już wtedy czułeś, że piłkarsko można ten rok spisać na straty?
EK: Nie, miałem naprawdę dużą nadzieję, że chociaż trochę załapię się na ten nowy sezon. Mocno pracowałem, ale ciało to ciało i nie można było przyspieszyć procesu rekonwalescencji.
Pamiętam, że po kontuzji miałeś duże wsparcie od Daniela Dziwniela, ale także inni pomagali Ci pracować nad sferą mentalną, abyś mógł poradzić sobie z tym urazem. Czy to było dla Ciebie ważne?
EK: Oczywiście i muszę pochwalić wszystkich chłopaków. Jonathan De Amo, Marcin Grabowski, Paweł Żyra i Marko Roginić przyjechali do mnie już pierwszego dnia po tej pechowej sytuacji. Daniel Dziwniel, który sam miał podobną kontuzję, dzwonił i wyjaśnił mi wiele kwestii. Jestem naprawdę wdzięczny, że trafiłem na takich ludzi.
Ogólnie chyba cała społeczność Górnika dała Ci wsparcie?
EK: Na pewno, nie czułem żadnej presji dotyczącej przyspieszenia procesu rekonwalescencji. Na każdym kroku doświadczałem życzliwości, dostawałem pytania o swoje zdrowie i o to, kiedy można spodziewać się mojego powrotu na boisko. To naprawdę mi pomogło.
Kibice też z pewnością pokazywali swoje wsparcie. Czy dostawałeś jakieś prywatne wiadomości od fanów Górnika?
EK: Tak, otrzymywałem wiadomości od kibiców z życzeniami powrotu do zdrowia, szczególnie w pierwszym miesiącu po tym, jak doznałem kontuzji. To miało dla mnie duże znaczenie. Później, gdy pojawiałem się trochę rzadziej, to myślałem, że o mnie zapomnieli, ale swoim wsparciem konsekwentnie o sobie przypominali, co bardzo mnie cieszyło.
Wbrew pozorom byłeś i jesteś częścią tej drużyny. Pełniłeś bardzo ważną rolę w zespole, a w sezonie 2023/2024 przed tym pechowym urazem byłeś najlepszym strzelcem Górnika.
EK: Bramki, bramkami, czasem potrzeba szczęścia, aby je zdobyć. Uważam, że gdyby komukolwiek przydarzyła się taka kontuzja, to inni zawodnicy zareagowaliby w taki sam sposób.
Jak przebiegała Twoja rehabilitacja i co było dla Ciebie najtrudniejsze w tym czasie?
EK: Najtrudniejsze było dla mnie to, że przychodziłem na stadion i oglądałem mecze, w których nie mogłem grać. Każdy krok był ciężki, ponieważ to była moja pierwsza kontuzja w karierze. Na początku trudno było mi się poruszać o kulach, dlatego że nigdy wcześniej tego nie robiłem. Po odstawieniu kul czułem, że nie dam rady, ale krok po kroku wracałem do biegania i to naprawdę napełniało mnie entuzjazmem.
To było widoczne, że każdy kolejny krok dawał Ci satysfakcję i sprawiał, że byłeś bardziej radosny. Czy po tym urazie zmieniłeś coś w swoim podejściu do futbolu i do treningów?
EK: Myślę, że tak. Przed kontuzją dbałem o siebie i nie można powiedzieć, że prowadziłem się nieprofesjonalnie. Natomiast obecnie widzę, jakie znaczenie mają małe rzeczy. Dlatego chciałbym przekazać młodym zawodnikom, aby dbali o szczegóły takie jak odpowiednie rozciąganie, rollery i pamiętali o odnowie biologicznej. Sam widzę, że to naprawdę wiele daje.
To z pewnością bardzo istotne. Pamiętasz moment, w którym wyszedłeś na boisko po kontuzji i po raz pierwszy mogłeś dotknąć piłki?
EK: Tak, pamiętam.
Co wtedy czułeś?
EK: To było świetne uczucie. Nie miałem nawet korków, bo myślałem, że przychodzę, żeby obejrzeć trening chłopaków. Jakaś piłka poszła w moim kierunku, stwierdziłem, że spróbuję uderzyć i udało się.
A pierwsze wejście w trening?
EK: To było kilka tygodni temu, gdy trener pozwolił mi wejść do gry wewnętrznej. Dostałem tylko pięć minut, ale czekałem na ten moment.
Czy po tym urazie zmieniłeś nieco swoje podejście i czy w przyszłości pojawią się jakieś obawy, żeby w niektórych sytuacjach odstawić nogę?
EK: Myślę, że nie. Na początku myślałem, że będę miał z tym duży problem. Natomiast teraz widzę, jak moja noga reaguje i jak jest silna. Chłopaki mówili mi, że po takim urazie czujesz się silniejszy niż przed nim i mogę to potwierdzić.
Rozmawiamy w dniu meczu ze Stalą Rzeszów. Po raz pierwszy od niemal roku znalazłeś się w kadrze meczowej. Jak się czujesz?
EK: To jest naprawdę fenomenalna sprawa. Trenerzy mówili mi, że nie ma sensu ryzykować. Może mieli trochę racji. Natomiast od jakiegoś czasu mocno naciskałem, ostatecznie udało się. Bardzo się cieszę i nie mogę się doczekać aż wejdę do szatni.
Okres rozbratu z piłką związany z kontuzją oraz rehabilitacją sprawił, że miałeś więcej czasu, żeby oglądać mecze. Czy sprawiało Ci to jakąkolwiek przyjemność, czy jednak włączając telewizor lub siadając na stadionie miałeś z tyłu głowy świadomość, że sam już chciałbyś grać?
EK: Dużo trudniej ogląda się mecze w takich okolicznościach. Każdy tak mówi po kontuzji, ale nerwy są ogromne i nie możesz pomóc chłopakom na boisku w ważnych pojedynkach. Jednym z takich spotkań było starcie barażowe z Motorem. Wtedy myślałem, że oszaleję na trybunach. Według mnie naprawdę dużo łatwiej jest grać.
Jeśli tylko mogłeś, to byłeś z drużyną i ją wspierałeś. Pojawiałeś się w szatni, przychodziłeś do klubu, żyłeś tym wszystkim.
EK: Zdecydowanie tak, z wieloma zawodnikami przyjaźnię się w życiu prywatnym i byłem na każdym meczu, na którym mogłem być.
Latem byliśmy świadkami ważnego turnieju, a więc mistrzostw Europy. W Niemczech reprezentacja Słowenii osiągnęła historyczny rezultat, wychodząc z grupy. Śledziłeś poczynania swoich rodaków?
EK: Jak najbardziej. Jeśli dobrze pamiętam, to był najlepszy wynik reprezentacji Słowenii od mistrzostw świata rozgrywanych w 2010 roku.
Byłeś ważną postacią słoweńskich “młodzieżówek”, ale nie zadebiutowałeś w seniorskiej reprezentacji. Uważasz, że ten debiut jest jeszcze realny, a jeśli tak, to czy chciałbyś zadebiutować?
EK: Oczywiście, że chciałbym. Jeszcze przed kontuzją była szansa na debiut, pojawiły się pewne sygnały. Gdyby wszystko poszło dobrze, to może by się udało, ale ten uraz zmienił sytuację. Myślę, że jestem dość młodym zawodnikiem i wszystko przede mną.
Tego rozwoju na poziomie reprezentacyjnym oczywiście Ci życzymy. Poza kontuzją ten rok był o tyle istotny, że w czerwcu skończył się Twój kontrakt z Górnikiem. Uzyskałeś zaufanie i przedłużyłeś umowę. Czy miałeś jakiekolwiek obawy, że nie otrzymasz tej propozycji przedłużenia?
EK: Będąc szczerym, nie miałem obaw. Od razu po kontuzji skontaktowałem się z ludźmi z klubu i wiedziałem, że otrzymam propozycję przedłużenia. Były oferty z innych zespołów, ale po tym jak Górnik zachował się wobec mnie i jakie wsparcie mi zapewnił, dałem pierwszeństwo Górnikowi.
Można Cię teraz określić mianem eksperta, bo patrzyłeś na to wszystko z boku. W związku z kontuzją nie miałeś jeszcze okazji zagrać w drużynie prowadzonej przez trenera Pavola Stano. Jak mógłbyś scharakteryzować ten zespół?
EK: Uważam, że to młoda, ambitna oraz przede wszystkim utalentowana drużyna, która stara się grać w piłkę i już niejednokrotnie to pokazała.
W ostatnim okienku transferowym w kadrze Górnika zaszło wiele zmian. Odeszły ważne ogniwa zespołu takie jak Maciej Gostomski czy Lukas Klemenz. Do drużyny dołączyło wielu nowych zawodników. Wiadomo, że trudno oceniać kolegów, ale który ze sprowadzonych piłkarzy wniósł Twoim zdaniem najwięcej jakości do gry zespołu?
EK: Myślę, że na pewno kilku piłkarzy pomogło drużynie. Mógłbym wyróżnić Dominykasa Barauskasa, który gwarantował grę na dwóch pozycjach, gdy Marcin Grabowski był kontuzjowany. Sporo dał także Przemysław Banaszak, który zdobył wiele bramek, jednocześnie pomagając w defensywie. Nie chciałbym tutaj nikogo pominąć.
W poprzednim sezonie wziąłeś na siebie ciężar zdobywania bramek. Wspomniałeś o Przemku Banaszaku, który w obecnych rozgrywkach razem z Damianem Warchołem tworzy duet najskuteczniejszych zawodników Górnika. Jak mógłbyś ocenić współpracę tych dwóch piłkarzy?
EK: To naprawdę cieszy, gdy dwóch zawodników strzela tak wiele bramek. Te gole z pewnością przełożyły się na liczbę zdobytych punktów. Tak skuteczny duet byłby wartością dla każdej drużyny. Cieszymy się, że udaje im się prezentować taką skuteczność i mam nadzieję, że zostaną w klubie.
Czyli gdy dołączysz do nich i powstanie tercet Egzon-Bany-Wari, to rywale będą mogli się obawiać.
EK: Tak, chociaż to nie tylko ta dwójka zdobywała bramki, mamy też innych skutecznych piłkarzy.
Również inni strzelali, ale Ci dwaj napastnicy robili to najczęściej, lecz ostatnio inni gracze do nich dołączyli. Mieliśmy naprawdę świetny początek sezonu, jednak później coś się zacięło i przyszła seria remisów. Patrząc z poziomu trybun, coś Twoim zdaniem szwankowało w tym słabszym okresie, czy jednak można to zgonić na brak szczęścia?
EK: Nie ma drużyny, która nieustannie utrzymuje wysoki poziom. Po znakomitym początku pojawiła się nadzieja, ale należy pamiętać o wielu zmianach, jakie nastąpiły w naszym zespole. Myślę, że powinniśmy być wdzięczni za to, że jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. Moglibyśmy zajmować wyższe miejsce, ale także mogliśmy plasować się niżej.
Wiadomo, że zawsze wychodzi się na boisko, aby osiągać te najlepsze rezultaty, jednak to nie zawsze wychodzi. Zmieniając nieco temat, jesteś na Lubelszczyźnie już od jakiegoś czasu. Miałeś okazję, żeby trochę pozwiedzać?
EK: Jonathan de Amo jest w klubie trochę dłużej ode mnie. Natomiast jestem tutaj już tak długo, że czuję się jak Wasz. Mieszkam w Lublinie i bardzo mi się podoba.
Gdybyś miał wskazać jedno miejsce na Lubelszczyźnie, które najbardziej Ci się podoba, to co to by było?
EK: Oczywiście stadion Górnika Łęczna.
A z lokalizacji poza piłkarskich, czy było jakieś miejsce, które wywarło na Tobie szczególne wrażenie? Nałęczów, Kazimierz Dolny, może Stare Miasto w Lublinie?
EK: Myślę, że wskazałbym Stare Miasto w Lublinie, szczególnie latem.
Zbliża się okres świąteczny i udacie się na urlopy. Jakie są Twoje plany na ten czas?
EK: Najpierw lecę z dziewczyną na wakacje na 8-10 dni, a później wracam do mojej rodziny do Słowenii i tam spędzę święta Bożego Narodzenia.
Czego poza zdrowiem można Ci życzyć na 2025 rok?
EK: Myślę, że można mi życzyć szybkiego powrotu do formy. W ostatnim roku mocno pracowałem i wiele mnie to nauczyło. W nadchodzącym roku będę chciał to wszystko pokazać i udowodnić, że jestem lepszy niż byłem.
A czego mógłbyś życzyć kibicom Górnika?
EK: Życzyłbym im szczęścia, pięknych chwil z rodziną, przede wszystkim zdrowia i samych dobrych meczów na stadionie Górnika oraz na wyjazdach.
I samych takich pięknych chwil jak ta po bramce Egzona Kryeziu w meczu derbowym na Arenie Lublin.
EK: Tak, rzeczywiście przez całą otoczkę myślę, że to był jeden z najlepszych momentów w moim życiu. Pełny stadion i ogromna radość.
Ostatnio oglądaliśmy tę bramkę w gabinecie fizjoterapeutów. Trener Sergiusz Prusak wywołał ten temat, puścił nagranie i niektórzy mieli ciarki.
EK: To pewnie „Grabek” mówił (śmiech).
Muszę przyznać, że gdy sam oglądam to te ciarki również się pojawiają. Nie wiem, czy Ty wracasz do tego nagrania.
EK: Na pewno przez pierwszy miesiąc po tym spotkaniu wracałem do tego nagrania. Wspomnienie z lubelskiego stadionu było piękne do meczu barażowego, ale potem wszystko trochę przepadło.
Teraz pora budować nową historię i tworzyć kolejne wspomnienia, do których warto wracać. Pamiętam, że gdy podpisywałeś nowy kontrakt z Górnikiem, to przypominaliśmy tamtą bramkę i pisałeś do mnie wtedy, że się cieszysz z tego, że przypominasz się kibicom.
EK: Tak, bo jeśli jesteś poza grą, to czujesz, że znajdujesz się poza szatnią i masz wrażenie, jakby ludzie o Tobie zapominali. Na początku obawiałem się tego, ale gdy zobaczyłem, jakie otrzymywałem wsparcie przez ostatni rok, to wiedziałem, że było zupełnie inaczej i jestem naprawdę wdzięczny.
Myślę, że najfajniejsze chwile jeszcze przed Tobą. Dziękuję za rozmowę, życzę Ci wszystkiego dobrego, dużo zdrowia i widzimy się na boisku w przyszłym roku.
EK: Dziękuję brate!