W 2. kolejce Betclic 1. Ligi Górnik Łęczna pokonał Stal Rzeszów 2:1 po bramkach Przemysława Banaszaka i Damiana Warchoła. O opinię dotyczącą tego spotkania zapytaliśmy trenerów obu drużyn: Pavola Stano i Marka Zuba oraz zawodników zielono-czarnych: Przemysława Banaszaka i Filipa Szabaciuka.
Pavol Stano: Byliśmy bardzo zmotywowani i chcieliśmy wygrać przed własną publicznością. Pierwsza połowa miała wyrównany przebieg, a obie drużyny były ostrożne. Wszystko zmieniła końcówka i czerwona kartka dla naszego bramkarza. W drugiej połowie zmieniliśmy nastawienie i nie chcieliśmy narażać się na ofensywę rywali, którzy atakowali bokami. Wiedzieliśmy, że stworzymy sobie kilka sytuacji po kontratakach i przeprowadziliśmy takie zmiany, aby zwiększyć dynamikę w ofensywie. Mieliśmy też wiele szczęścia, ale nasza drużyna bardzo dobrze pracowała. Ostatecznie wygraliśmy to spotkanie, dlatego czuję z tego powodu ogromną satysfakcję. Często o losach takich meczów decydują indywidualności. Marcin Warchoł już nie raz pokazał, że jest piłkarzem dużego kalibru. Bardzo się cieszę, że mam takiego zawodnika, że po raz kolejny pokazał jakość i także dzięki niemu wywalczyliśmy komplet punktów w tym spotkaniu.
Marek Zub: Z przebiegu meczu nie zasłużyliśmy na porażkę. Przyszło nam przełknąć gorzką pigułkę i przekonaliśmy się o mankamentach naszego projektu klubowego. Chodzi mi o brak doświadczenia. Wielu młodych zawodników tylko czekało na zdobycie bramki, a ich podejście było zbyt ryzykowne i optymistyczne. Trzeba pamiętać, że przy stałych fragmentach gry nie ma znaczenia, czy zespół gra w liczebnej przewadze o czym też się przekonaliśmy. Przez 45 minut mieliśmy o jednego zawodnika więcej, na początku drugiej połowy zdobyliśmy bramkę, a mecz był długo pod naszą kontrolą. Mimo tego uciekły nam trzy punkty i zostawiliśmy prezent w Łęcznej.
Przemysław Banaszak: To był bardzo ciężki mecz. Rywale długo grali w przewadze, jednak my pokazaliśmy charakter i do końca wierzyliśmy w zwycięstwo. Chcemy wygrywać i w tym meczu to udowodniliśmy. Gdy zszedłem z boiska to były ogromne nerwy, ale wierzyłem w sukces. Już na ławce rozmawiałem z Pawłem Żyrą o tym, że po wejściu piłka znajdzie „Wariego” (Damiana Warchoła przyp. red.) i tak też się stało.
Filip Szabaciuk: Dosyć szybko zdobyliśmy bramkę i ten mecz układał się po naszej myśli aż do czerwonej kartki dla bramkarza. Po tej sytuacji było wiadomo, że będziemy musieli się bronić. Na początku drugiej połowy straciliśmy bramkę na 1:1, a Stal mocno atakowała. Szukaliśmy swoich szans w kontrataku i pod koniec zdobyliśmy gola na wagę trzech punktów.